Po zakończeniu polskiego tournee odpoczywałem przez jeden dzień w Warszawie, a następnie poleciałem do Moskwy, gdzie spotkałem się z mym uczniem - Uttama-śloką dasem. Tego samego dnia wsiedliśmy do nocnego samolotu do Irkucka – we wschodniej Syberii – by wziąć udział w organizowanym przez wielbicieli festiwalu. Mimo iż wiele zmieniło się w Rosji od upadku komuny w 1990 roku, niektóre rzeczy - jak samolot, którym lecieliśmy - pozostały te same. Tupolev Tu-154 to filar rosyjskich linii lotniczych od dekad. Panuje w nim raczej nastrój autobusowy niż lotniczy. Jego wytrzymała konstrukcja pozwala mu na lądowanie na niebrukowanych, żwirowych lotniskach, ale zamienia długą podróż w spore wyrzeczenie.
Aby ułatwić mi siedmiogodzinny lot, wielbiciele wykupili dla mnie miejsce w klasie biznes, lecz jedyną różnicą między nią a klasą ekonomiczną, była zasłonka dzieląca oba przedziały. W klasie biznes znajdował się tylko jeden pasażer, który zasnął w fotelu zanim jeszcze samolot wystartował. Gdy to nastąpiło, nie padły żadne ogłoszenia, a dwie stewardesy przydzielone do naszego przedziału nie sprawdziły nawet, czy mamy zapięte pasy.Kiedy znaleźliśmy się w powietrzu, jedna ze stewardes zapytała mnie, czy nie chciałbym czegoś zjeść. Rzadko jadam posiłki serwowane w samolocie, ale byłem wyczerpany i głodny.
- Mógłbym dostać jakiś wegetariański posiłek? – zapytałem.
Stewardesa bacznie mi się przyjrzała.- Mówi pan serio? – zapytała.
W czasie lotu próbowałem zasnąć, ale pchły w starych obiciach siedzeń gryzły mnie niepohamowanie. Zmieniałem siedzenia kilkakrotnie po to tylko, by gdzie indziej spotkać ten sam los. W końcu po prostu usiadłem i intonowałem na mych koralach. W pewnej chwili spostrzegłem jak stewardesy biorą małe buteleczki z wódką, przeznaczoną dla pasażerów klasy biznesowej, i wkładają je do własnych bagażów podręcznych. Potem usiadły na wolnych miejscach i zasnęły. Kilka godzin później zachciało mi się pić, tak więc szturchnąłem jedną ze stewardes i poprosiłem o wodę. Poderwała się ze snu, poklęła na mnie po rosyjsku i jak burza ruszyła po butelkę wody. Podawszy mi ją, usiadła z powrotem na swym miejscu i na nowo zapadła w sen.
W końcu kapitan ogłosił, że zbliżamy się do Irkucka, jednak będziemy musieli krążyć nad lotniskiem dopóki nie rozproszy się mgła. Jakiś czas potem podeszły do mnie dwie stewardesy. – Kapitan prosi, aby pomodlił się pan za nas wszystkich do Boga – powiedziała jedna z nich. - Kończy nam się paliwo – dodała inna – i nie możemy za długo kołować nad lotniskiem. Stały i czekały. – No i jak – powiedziała jedna z nich – zamierza pan zacząć? Zawahałem się. Potem złożyłem dłonie, zamknąłem oczy i wypowiedziałem krótką modlitwę. Kiedy skończyłem, odeszły z wieściami dla kapitana. Nagle samolot gwałtownie skręcił w lewo i zmienił kierunek lotu. Nikt niczego nie ogłosił. Samolot leciał nadal przez około pół godziny, a potem zaczął schodzić w dół. Przywołałem jedną stewardesę i zapytałem, co się dzieje.
- Lądujemy w Ułan Ude, by zaczekać aż w Irkucku przerzedzą się mgły – powiedziała nerwowo; zalatywało od niej alkoholem. – Na tyle akurat starczy nam paliwa. Zostawiliśmy bagaże w samolocie i zeszliśmy po stopniach samolotu na terminal.
Gdy ogarnąłem wzrokiem okolice, byłem prawie przekonany, że wylądowaliśmy na innej planecie. Rozległy step syberyjski rozciągał się bez końca we wszystkich kierunkach, i - mimo iż był to koniec lata - temperatura wynosiła tylko sześć stopni. Kiedy sięgałem po swój sweter, Uttama-śloka zwrócił się do mnie z uśmiechem: Człowiek, który siedział koło mnie powiedział, że to najlepszy okres na wizytę w Ułan Ude, ponieważ wypada pomiędzy krwiożerczymi komarami lata a mrożącymi temperaturami zimy.
Gdy weszliśmy do terminalu, kilka osób – z wyglądu Azjatów - stanęło przede mną ze złożonymi dłońmi, ofiarowując szacunek.
- O co tu chodzi? – zapytałem Uttama-ślokę.- Wielu tutejszych ludzi jest buddystami. Z powodu twych szat - myślą, że jesteś buddyjskim mnichem. Spoglądając przez okna, zauważyłem dużą liczbę Azjatów zgromadzonych na zewnątrz. - Ułan Ude założyli Kozacy w 1666 roku – powiedział Uttama-śloka. – Z racji swego geograficznego położenia stało się ośrodkiem handlowym łączącym Rosję, Chiny i Mongolię. Mieszka tu obecnie około 400 tys. ludzi. Na trasie kolei transsyberyjskiej miejsce to odznacza 5640 kilometr. Spojrzałem na niego zaskoczony.- Pamiętam to ze szkoły – śmiał się.- Nieźle! – powiedziałem. – Ciekawe, czy są jacyś wielbiciele w tym syberyjskim bastionie. - Słyszałem, że jest ich trochę. Nagle zdałem sobie sprawę, że zostawiłem w samolocie swe korale. – O nie! – powiedziałem. - Miałem nadzieję, że czekając tu nadrobię rundy.
Nagle kątem oka zobaczyłem kiosk sprzedający jakieś pamiątki. Podeszliśmy do niego i zastaliśmy tam posągi oraz obrazy Buddy. Znajdowały się tam również małych rozmiarów korale medytacyjne - używane przez mnichów buddyjskich - a także sznurki większych korali podobnych do tych w naszym ruchu świadomości Kryszny. Wskazałem na sznur korali. – Policz ile korali jest w jednym komplecie – powiedziałem do Uttama-śloki.Policzył korale. – Jest ich 108, Guru Maharaja. W tej chwili zza lady wyłonił się sprzedawca. - Hare Kryszna, Maharaja – powiedział. – Jestem wielbicielem, a to jest mój sklep. Sprzedaję parafernalia buddyjskie i te związane ze świadomością Kryszny. Potrzebujesz japa-mala? Uttama-śloka mrugnął do mnie. – W każdej wsi i w każdym mieście – powiedział. Dwie minuty później szczęśliwy intonowałem rundy na nowych koralach. A czasu na to miałem mnóstwo.
Po dwudziestu czterech rundach zwróciłem się do Uttama-śloki: Idź i zapytaj, co się dzieje. Poszedł, a gdy wrócił, powiedział: Mgły się podniosły w Irkucku. Niedługo będziemy mogli wchodzić na pokład. Wraz z innymi pasażerami udaliśmy się do wejścia na pokład. Godzina minęła a my wciąż czekaliśmy. Ludzie zaczęli się złościć i krzyczeć na personel naziemny. Jeden mężczyzna nawet czymś w nich rzucił.- To by się nigdy nie zdarzyło na lotnisku w Ameryce – powiedziałem do Uttama-śloki. Wzruszył ramionami. – Ameryka jest 9680 km stąd – odparł.- Tego też nauczyłeś się w szkole? Uśmiechnął się. – Nie, w Internecie, gdy czekaliśmy. Po jakimś czasie krzyki ustały, a ludzie – sfrustrowani – rozsiedli się na podłodze lub na bagażach. Uttama-śloka podszedł do stanowiska odprawy, a gdy wrócił, zdał relację: Podsłuchałem, jak omawiali rzeczywisty problem. Piloci pojechali do miasta sprzedać swój towar.- Co? Sprzedać swój towar? - To nic nadzwyczajnego. To miejsce leży na samym pustkowiu, możesz więc zarobić szybko trochę kasy jeśli przywieziesz to, na co jest popyt i sprzedasz to detalistom. Godzinę potem dwaj piloci wrócili.
W końcu wylądowaliśmy w Irkucku i zawieziono nas do miejsca, gdzie mieliśmy się zatrzymać. Wieczorem - w pierwszym dniu uroczystości - dołączyliśmy do 500 bhaktów. Byli tam również BB Govinda Swami, Bhakti Caitanya Swami i Prabhavisnu Swami. To rzadkie dla syberyjskich wielbicieli otrzymać tak wiele towarzystwa, byli zatem szczególnie podekscytowani. Kirtan trwał godzinami. Sybiracy to wytrzymały naród, zmuszony żyć w ciężkich warunkach przez większość roku. Zimy są wyjątkowo trudne; temperatura spada prawie do minus 50. I w przeciwieństwie do Moskwy czy Sankt Petersburga - które są obecnie prosperującymi, nowoczesnymi miastami – Irkuck i inne miasta syberyjskie nadal wyglądają tak, jak w erze komunistycznej. Dobrą stroną tego jest to, że wielu tamtejszych ludzi nie ma złudzeń co do trudnej natury materialnej egzystencji i jest otwartych na życie duchowe.
Jako że od 1990 roku przyjeżdżam na Syberię od czasu do czasu, mam wielu uczniów w tym regionie. Niewielu z nich opuściło świadomość Kryszny, znając dobrze różnicę między surowym życiem materialnym a radosną służbą oddania. Przez trzy dni - pomiędzy seminariami i kirtanami - starałem się spotkać z tak wieloma uczniami, jak to tylko możliwe. Często pytałem ich, jak zostali bhaktami.
Na spotkanie ze mną przyszła Acintya-śakti dasi i zapytałem ją, kiedy przyłączyła się do ruchu.- Jedenaście lat temu.- Musisz więc mieć czterdzieści parę lat, zgadza się?- Nie, Guru Maharaja – powiedziała, chichocząc – mam 71 lat. Spojrzałem na nią i pokręciłem głową. – To niemożliwe – odparłem.- Urodziłam się w 1937 roku.- Ale wyglądasz o połowę lat młodziej.- Życie na Syberii może pracować na czyjąś korzyść. Przypisuję dobre zdrowie prostemu życiu, jakie prowadzę. Oczywiście, czasami było bardziej niż proste. To było ubóstwo. - Kiedy wybuchła II Wojna Światowa byłam dzieckiem. Wszyscy mężczyźni w wieku poborowym zostali wysłani na front. Gdy byli daleko, kobiety i dzieci musiały robić wszystko. Komunikacja i transport zostały zniszczone na moskiewskim froncie, zatem niewiele, jeśli w ogóle, zaopatrzenia docierało na Syberię. Byliśmy zmuszeni żyć jedząc owoce i warzywa, które sami wyhodowaliśmy latem. - W tamtych czasach było mało samochodów, stąd też wszędzie chodziliśmy pieszo. Po wojnie nadal chodziłam siedem kilometrów do szkoły i z powrotem każdego dnia - nawet zimą, a sam wiesz co znaczy zima na Syberii.- Prowadziliśmy proste, ale zdrowe życie. Latem zwykliśmy orać pola końmi, zbierać plony rękami, pić mleko od krowy oraz robić dżem z owoców i jagód.- Nie słyszeliśmy wiele informacji ze świata w czasie komuny. Istniała tylko jedna lokalna gazeta. W domu mieliśmy radio, ale wiadomości były mocno ocenzurowane. W pewnym sensie to było dobre. Nie mieliśmy obaw ani niepokojów związanych z odległymi wydarzeniami nie mającymi z nami nic wspólnego.- Ostatecznie ukończyłam geologię i pracowałam dla rządu, poszukując minerałów w różnych częściach kraju. To wtedy zobaczyłam jakich trudności doświadczają inni w Rosji. Skłoniło mnie to do rozpoczęcia poszukiwań życia duchowego. - Raz zostałam wysłana do Mongolii, gdzie większość ludzi jest buddystami. Przyciągnęła mnie filozofia karmy i reinkarnacji. Potem, w 1997 roku, spotkałam wielbicieli i w końcu ciebie – na programach w innym mieście na Syberii. - Od tamtej pory prowadzę dobre życie w świadomości Kryszny. To dlatego jestem zdrowa i szczęśliwa.
Uśmiechnąłem się. – Widać, że jesteś w bardzo dobrej formie. Myślę, że będziesz żyła ponad 100 lat. - Proszę nie, Guru Maharaja. Nie chcę zostać tu tak długo. Chcę wrócić do Boga. - Gdzie mieszkasz? - Mam małe mieszkanie i żyję z rządowej pensji. Jej głos ożywił się. – Chcę pomóc ci w nauczaniu – kontynuowała. – Chcę każdego miesiąca dawać ci dotacje na festiwalowe programy w Polsce. Możesz podać mi numer swego konta? - Ale jak to możliwe? Ile zarabiasz miesięcznie? - Moja pensja wynosi 250 dolarów i chcę dawać ci co miesiąc 100 dolarów. - To prawie połowa twego dochodu. Nie przyjmę tego. To za bardzo utrudni ci życie. Niby jak przetrwasz? Uśmiechnęła się. – Tak jak zawsze. Może będzie trochę bardziej ascetycznie. Ale jeśli to pomoże ci w nauczaniu, będę szczęśliwa robiąc to. Jesteś moim mistrzem duchowym i mam wobec ciebie wielki dług wdzięczności. Na chwilę zamilkła. – Przywykłam do takich rzeczy – powiedziała. – Jestem Syberyjką.
Po jej wyjściu, Uttama-śloka powiedział do mnie: Tutejsi ludzie to twardziele. - I dobrzy bhaktowie – dodałem – ale nie przyjmę jej propozycji. Chociaż jej ofiarowanie 100 dolarów miesięcznie znaczy dla mnie tyle co 1000 dolarów od kogoś innego.
Dzień po festiwalu w Irkucku pojechaliśmy na lotnisko, by złapać nasz powrotny samolot do Moskwy. Martwiłem się, że znowu będzie mgła i będzie opóźnienie. Ale niebo było czyste i nasz samolot oderwał się od ziemi o czasie. Kiedy dotarliśmy do Moskwy, jeden z czekających na nas wielbicieli, pognał do mnie na parkingu. – Guru Maharaja – powiedział – kiedy twój samolot odleciał z Irkucka, nastąpiło tam trzęsienie ziemi o sile 7.5 w skali Richtera. Raporty podają, że jest rannych 900 osób; są również ofiary śmiertelne. Szacuje się, że straty przekraczają 15 milionów dolarów. - Zadzwoń i dowiedz się, czy u wielbicieli wszystko dobrze.Kiedy odwrócił się, by już iść, złapałem go za ramię. – Tam jest jedna starsza mataji, Acintya-śakti dasi. Zapytaj, czy z nią wszystko w porządku.- Kim ona jest? – zapytał.- Podporządkowaną wielbicielką, której nie chciałbym stracić.Tego wieczora zadzwonił, by zawiadomić mnie, że wszyscy wielbiciele w rejonie trzęsienia ziemi są cali i bezpieczni.- Jest tylko jeszcze jedna rzecz – powiedział. – Acintya-śakti prosi o numer twego konta bankowego.
Śrila Prabhupada napisał: „[Pan Kryszna powiedział braminowi Sudamie:] ‘Z wielkim współczuciem nasz Gurudeva powiedział: Moi drodzy chłopcy, to zdumiewające, że tyle dla mnie wycierpieliście. Każdy w pierwszej kolejności dba o swoje ciało, lecz wy jesteście tak dobrzy i wierni swemu guru, że nie dbając o wygody cielesne zadaliście sobie tyle trudu dla mnie(…) W taki właśnie sposób, bona fide uczeń uwalnia się od długu wobec mistrza duchowego.” [„Kryszna, Źródło wiecznej przyjemności”, Spotkanie Pana Kryszny z braminem Sudamą]
Tłumaczyła: Kalyani
|